poniedziałek, 27 lutego 2012

13. Co Bóg we mnie widzi?


Na początku chciałam krótko nawiązać do komentarza Ann [znudzona-zludzeniami] spod poprzedniej notki. Pozwolę sobie zacytować fragment:

"Co do drugiej części notki, to cóż być może można żyć nic nie jedząc, ale osobiście nie widzę w tym sensu, bo przecież jedzenie to jedna z przyjemniejszych czynności w ciągu dnia (no może nie zawsze, ale jednak) ;)"

Święta racja! Nie wiem, jak mogłam tego nie dostrzegać. Pisałam o niezwykłych możliwościach niejedzenia jako o interesującym i nie lada trudnym wyczynie. Tylko po co ten wyczyn? Po co odbierać sobie przyjemność rozpływającego się w ustach pożywienia, którą jesteśmy obdarzeni? Przecież to nie ma sensu, w każdym bądź razie ja teraz go nie widzę. Ann, wielkie dzięki za ten komentarz! ;-*


     Miałam dziś napisać post w nawiązaniu do 99. notki Sakuyi [oires], jednak w tym momencie nie mogę zebrać myśli na ten temat. Z pewnością nadrobię to niebawem.


     Brałam przed chwilą kąpiel i nagle pomyślałam sobie, że Bogu musi być bardzo smutno patrzeć na mnie. Nie chodzi o to, że mnie nie kocha - wierzę w Jego miłosierdzie oraz że On w ogóle istnieje. Miałam na myśli zbyt częstą nienawiść siebie samej. Denerwuje mnie to, jak postępuję w różnych sytuacjach; to, że mam tak niską samoocenę; denerwuje mnie burza myśli, pragnień, obaw czy czego tam jeszcze w mózgu.

     A Bóg zapewne chciałby, abym była z siebie zadowolona. Żebym bez zająknięcia umiała dziękować mu za duszę i osobowość, którą mnie obdarzył. Za życie, możliwość filozofowania, chodzenia, jedzenia? Jak to zrobić? Jak przestać wiecznie się oceniać i krytykować? Jak pracować nad sobą, aby widoczne były efekty? Dlaczego potrafię kochać wybrane osoby pomimo ich licznych wad, a siebie samej nie umiem polubić? Jak być z siebie zadowoloną?

     Podobno jestem wyjątkowa. Każdy z nas jest. Chciałabym potrafić dostrzec własną oryginalność. Mam totalny mętlik.

____________
<nuta na dziś>

sobota, 25 lutego 2012

12. Po spotkaniu i oryginalna dieta


     Moje spotkanie z SOLEIL było niesamowicie fenomenalne. Dzięki NIEJ emanuję teraz energią, która wciąż zamienia się w uśmiech na mojej twarzy. Ciągle na nowo przeżywam to, co działo się w trakcie tych nagannie krótkich dwóch godzin. Mogłabym bez ustanku topić się w głębi błękitnych oczu SOLEIL (uwierzcie, nie jestem dziewczyną o odmiennej orientacji, przyrzekam!). Nie potrzebowałabym pożywienia, nawet tlenu, bo przy NIEJ zapiera mi dech. Dzięki takim momentom naprawdę dostrzegam sens w życiu i szczerze przyznaję, że jestem szczęśliwa!

     A propos: wiedzieliście, że można nie jeść przez kilka lat, mało tego - normalnie funkcjonować?! Opowiedziała mi o tym znajoma. Ostatnio widziała w TV program, gdzie mówiono o pewnej chińskiej rodzinie, w której nikt nie je od ponad dwóch lat. Najpierw nie chciałam jej wierzyć, lecz w miarę jej kolejnych relacji to wszystko nabierało kształtu. Ponoć żywią się jedynie energią słoneczną oraz odpowiednio oddychają. Staram się właśnie znaleźć coś o tym w internecie, niestety na razie na próżno. Ale za to przeczytałam przed chwilą artykuł o mężczyźnie twierdzącym, że nie je już 70 lat (sam ma 82 lata). Potwierdzone jest, że nie odżywia się od 50 dni, kiedy to był pod kontrolą naukowców wraz z wojskiem.

     Wierzyć w to? Być może są to bzdury stworzone, aby wzbudzić sensację, lecz mało to dziwactw i odmienności możemy zaobserwować w dzisiejszym świecie? Może czasem jednak być naiwnym i uwierzyć?

     Gdyby ktoś z Was znalazł coś o tej chińskiej rodzinie, bardzo proszę, podzielcie się linkiem. A to dla zainteresowanych: Prahlad Jani nie je i nie pije od 70 lat!

     Powróćmy do SOLEIL. Otóż mój sen trwa nadal! Bowiem bardzo prawdopodobne jest, że niebawem znowu ujrzę JĄ na żywca. Są tylko małe komplikacje, jednak oczywistym jest, że z mojej strony zrobię wszystko, aby do spotkania doszło. Życzliwych ludzi proszę o trzymanie kciuków lub/oraz modlitwę (jeśli ktoś wierzy). Pozdrawiam! :-)

____________
<nuta na dziś>
Ta muzyka jest niesamowicie pozytywna, chyba ma w sobie jakąś magię :-)

wtorek, 14 lutego 2012

11. W oczekiwaniu na SOLEIL


     No, jakoś tam dzisiaj wstałam. W sumie w szkole nie było najgorzej, zapewne w dużej mierze dzięki temu, że nie można było pytać. Ale nauczyciele pozapowiadali już nam dwa sprawdziany, kartkówkę, do tego moje wciąż nienadrobione zaległości... także nic, tylko się podciąć!

     Jednak w czasie ferii nabrałam sporo siły. Zazwyczaj po takim długim urlopie jestem totalnie rozleniwiona i tylko marudzę nad podręcznikami. A tym razem wcale tak nie było! Może rano faktycznie niechętnie się zwlekłam, lecz po powrocie bez problemu otworzyłam książki i zaczęłam zakuwać. Z kilkoma małymi przerwami zajęło mi to od 16:30 do 23:05. Ładnie jak na mnie. Cóż, te ferie nie były jakieś inne od poprzednich, szczególnie aktywnie albo szczególnie leniwie spędzone przeze mnie. Były takie jak każde inne.

     Hmm, z pewnością chodzi o najbliższy weekend, kiedy to po raz piąty w moim życiu zobaczę na żywo SOLEIL <3 Nie mogę się doczekać, ciągle myślę tylko o tym. Nie no, skłamałam właśnie, jednak w czasie nauki wcale o tym nie pomyślałam... Ale cały pozostały czas tak, więc tamto się nie liczy. Boże, SOLEIL, jak ja za NIĄ tęsknię!!! Czujecie do Kogoś takie coś, że mimo iż prywatnie ta osoba nigdy nie będzie Waszą przyjaciółką/cielem; że jedynym źródłem, do tego bardzo niepewnym, z którego możecie się dowiedzieć o Niej/Nim czegoś nowego, są gazety i telewizja; że widzicie Tą osobę tylko raz w roku; czy czujecie do Niej taką wielką miłość i tęsknotę?

     Jeśli tak, to prawdopodobnie mnie zrozumiecie. Ale to raczej rzadkie, by kochać Kogoś tak mocno, gdy dodatkowo ten Ktoś najprawdopodobniej co najwyżej Was lubi, na pewno nie kocha. Czasami mnie to boli. Nie że mam jakieś pretensje do NIEJ, po prostu boli mnie, że nie mogę z NIĄ częściej być. Ale kiedy wiem, że za 4 dni i kilka godzin ponownie JĄ zobaczę i usłyszę... Nie, w takich momentach nie potrafię być smutna.

     Boziu, tak strasznie chcę już tą sobotę!!! <3

____________
<nuta na dziś>

czwartek, 9 lutego 2012

10. Chore ambicje


     Zaraz kończę ferie. Jeny, tak strasznie nie chcę wracać do szkoły! Mam potwornie dość nauki. Ok, po dwóch tygodniach wolnego nie powinnam zrzędzić, ale o coś innego mi chodzi.

     Całe życie się dobrze uczyłam, w podstawówce zawsze miałam pasek, raz nawet najwyższa średnia w szkole. Tam była prościzna, jakoś bez problemu wiedza wchodziła mi do głowy. W gimnazjum wszystko się porąbało. Brak przyjaciół zaczął mnie dobijać. Czułam (nadal czuję) się odmieńcem, jakimś popapranym dzieckiem, niepasującym do niczego i nikogo. Nie rozumiałam, jak inni to robią, że mają jeszcze lepsze oceny ode mnie, a ciągle spotykają się ze znajomymi. Ja kułam prawie całe dnie po szkole, lecz efekt i tak nie był aż tak dobry. Dodatkowo babcia, dla której czwórki to za mało... Porównując świadectwo moje z tym mojej siostry, która była wtedy w podstawówce, zawsze komentowała: "No ładnie, kochanie, ale mogłabyś jeszcze lepiej, jak siostra - szóstki i piątki". Szlag mnie trafiał. Mama niby mniej, na ogół mówiła, że się dobrze uczę, zawsze mnie chwaliła itd., ale czasem też coś szepnęła, że mogłabym dogonić te najlepsze dziewczyny.

     Zawsze chciałam uczyć się dla siebie. Po to, żeby iść na studia, dostać lepszą pracę... Ale ile można?! Naprawdę jest mi ciężko. Brakuje mi przyjaciół, z którymi mogłabym się spotkać, wyluzować, pośmiać się. Poza tym ta nauka nic nie da. Może lepiej pójść do technikum, wyuczyć się w konkretnym zawodzie i mieć gwarancję bycia w przyszłości fryzjerką czy krawcową. Podobno 3/4 ludzi po studiach nie mają pracy w tym kraju. A taki prosty robol pracę zawsze gdzieś znajdzie, mało płatną, ale jednak.

     Właściwie to nawet nie chcę być bogata. Poza tym, że bogaci mogą podróżować i zwiedzać piękne kraje. Od dziecka marzyłam, aby popłynąć w rejs dookoła świata. Ale oprócz tego, to ludziom z forsą momentalnie przekręca się w dyńce. Z fajnego człowieka może zmienić się w nieczułą larwę. Inni naprawdę przestają wtedy obchodzić. Ważniejsze jest kupić sobie nowe ciuchy i gadżety, mieć piękny dom z ogrodem.

     Akurat nawinęła mi się dziś pod rękę jakaś stara gazeta mamy, z wywiadem z pewną modelką. Wcześniej za bardzo jej nie znałam, ale czytając ten artykuł, nieźle ją wyklęłam. Znaczy w przenośni, bo ja nie potrafię i nie chcę kląć. Chociaż ostatnio używam czasem słów, których kiedyś bym nie wypowiedziała, jak: porąbało, jebać, chrzanić. I wstydzę się tego. Tak, mówcie sobie, co chcecie, ale ja wstydzę się przeklinania czy wulgaryzmów i próbuję oduczyć się tych kilku! Według mnie przeklinanie to brak kultury lub chęć szpanowania. Teraz jak nie przeklinasz, jesteś nikim. Tylko że ja wolę być nikim, niż kląć.

     Wracając do tej modelki - totalnie mnie wkurzyła. Twierdzi, że studia i wyższe wykształcenie nie jest teraz do niczego potrzebne. Po skończeniu kariery chciałaby mieć parę domów i apartamentów w różnych krajach. Kupuje kreacje za kilka tysięcy złotych na jeden wieczór. Twierdzi, że na pewno nie wystąpiłaby w pokazie mało znanego Polaka, bo musi dbać o swój wizerunek medialny. Denerwuje mnie jej egoizm. To, że nie potrafi i nie chce dzielić się swoim majątkiem. Nie bierze udziału w akcjach charytatywnych, ewentualnie czasem, tylko na pokaz. A przecież mogłaby zdziałać tyle dobrego!

     Nigdy nie chciałabym być nią. Może jednak lepiej się uczyć, pójść na studia i uczciwie zarabiać na życie, a tym, co osiągnę, dzielić się z innymi. Ale czy mi się to może udać? Jeny, mam tak pogmatwane myśli. Już sama nie wiem, czego pragnę. Choć to żadna nowość.

____________
<nuta na dziś>

środa, 8 lutego 2012

9. Przyszłość moimi oczami


     Do napisania tej notki motywację zaczerpnęłam po przeczytaniu posta pt. "Nasza przyszłość" na blogu Merkurego. W sumie to zaczęłam odpisywać mu w komentarzu, ale chyba wyszłam sporo poza temat i uznałam, że lepiej nadać temu inną formę. Zanim przeczytacie moje wywody, radzę sprawdzić, co napisał Merkury.
     Osobiście trochę boję się przyszłości. Tego unowocześnienia, coraz to nowszych wynalazków. Najbardziej bulwersuje mnie to, że wynalazki typu roboty, maszyny, pojazdy kosmiczne nie mają na celu ratowania i pomocy ludziom. Według mnie pojazdy kosmiczne są po to, by poznać wszechświat, rozwijać naukę; maszyny i nowoczesne przedmioty typu IPhone, Tablet, jakieś telewizory i inne - po to, by życie bogatych ludzi było jeszcze wygodniejsze; roboty - by nauka poszła do przodu, a ludziom można było odjąć pracy. Ogółem to może nie są złe cele, tajemnice wszechświata też bardzo mnie interesują, chciałabym je poznać, a IPhony pewnie też są korzystne, wygodniejsze.

     Jednak jak dla mnie ludzkość powinna mieć inne priorytety. Przede wszystkim pomoc biednym, chorym, głodnym. O innych myślimy coraz rzadziej. Mniej ważne jest dla nas, że są kraj, w których dzieci głodują i cierpią. Mniej ważne jest szukanie sposobów na koniec głodu na świecie. Mniej ważna jest pomoc niepełnosprawnym, finansowe wsparcie ich leczenia i rehabilitacji. Mniej ważne jest ulepszenie systemu rządzącego światem, by każdy był równy, by każdy miał zapewnione takie same standardy życiowe. Mniej ważna jest ekologia,rozwiązanie problemu z zanieczyszczeniem powietrza, wód, lasów tropikalnych... Teraz każdego obchodzi tylko on sam. Im więcej ma się pieniędzy, tym bardziej staje się nieczułym na potrzeby i problemy innych. Mówimy: "Przecież mnie to nie dotyczy", "To nie mój problem" albo "Co ja mogę na to poradzić, przecież sam/a świata nie uratuję". Coraz to nowe urządzenia i technologie sprawiają, że chcemy je mieć, z nich korzystać i to na nie wydajemy coraz więcej pieniędzy.

     Ktoś powie, że nieprawda, że o ochronie środowiska czy leczeniu niepełnosprawnych naukowcy też myślą. Może i tak, ale zdecydowanie mniej, niż o rzeczach dających wygodę bogatym.

     Ktoś powie, że niemożliwe jest całkowite zwalczenie głodu na świecie. Ja sądzę, że wszystko jest możliwe, jeśli naprawdę się tego chce. Może tak łatwo nie potrafimy sobie tego wyobrazić i w kilka lat tego dokonać. Ale czy człowiek żyjący tysiąc lat temu wyobrażał sobie świat i przyszłość takimi, jakimi są teraz? Uwierzyłby, gdyby powiedziano mu o komputerach, samolotach, rakietach, prądzie?

     Zastanówmy się, co tak naprawdę jest ważne i co faktycznie ulepszy świat. Bo według mnie obecnie staje się on coraz bardziej zepsuty.

____________
<nuta na dziś>