poniedziałek, 9 stycznia 2012

1. No to jedźmy z tym koksem

     Co oznacza "Ura Omote"? Właściwie sama nie potrafię dobrze tego wytłumaczyć, nie wiem też, czy poprawnie zrozumiałam sens danych słów, ponieważ natknęłam się na nie zaledwie kilka dni temu. Wobec powyższego zamieszczę tutaj definicję skopiowaną z bloga Sakuyi <link>, która, według mnie, najlepiej określa znaczenie.

     Ura Omote - po japońsku jest to odpowiednik "front-back", dwie strony medalu, coś w tym guście. Jest to jedno z pojęć ważnych w ichsiejszej kulturze, bo ura i omote tworzą idealną harmonię. A harmonia ("wa") to pojęcie, z którym Japończycy się praktycznie utożsamiają, a wszystko co japońskie, jest "wa" (np. japońskie ubrania - wafuku; made in Japan - "wasei"; itd.).

     Czyli jest to raczej moja odwrotność. To znaczy jeśli chodzi np. o naukę, to tak, muszę mieć wszystko "w harmonii": w zeszytach pozaznaczane na kolorowo (każdy kolor do czego innego), raczej przedmioty ścisłe, tj. wykorzystanie logicznego myślenia (niech żyje rachunek prawdopodobieństwa!); rysunki na plastykę powstają każdy po około 1-1,5 dnia praktycznie bez przerwy (jedynie coś do przegryzienia i siusiu), bo muszą być perfekcyjnie wykończone...

     Natomiast w prawdziwym życiu bywa zupełnie inaczej. Bałagan mam totalny, ciągłe problemy, ciągłe depresje, ciągłe filozofowanie, szukanie dziury w całym. Radość? Jak na lekarstwo - sporadycznie. Rzadko. Zbyt rzadko.

     Nie mam też pojęcia, kim tak naprawdę chciałabym zostać po ukończeniu edukacji. Pomijając już fakt, że prawdopodobnie nie będzie z czego opłacić studiów czy akademika. Ale nawet gdyby, to kim? Przecież w tym grajdole zwanym Polską 3/4 absolwentów studiów dziennych nie ma pracy w swoim zawodzie. Może lepiej byłoby pójść do zawodówki na jakieś fryzjerstwo, kwiaciarstwo czy inną pierdołę. Przynajmniej zawód pewniejszy. Ale pewnie traktowałabym to jak tchórzostwo, jak porażkę.

     Boże, czemu ja nie mam pasji? No dobra, jest niemiecki, ale w moim przypadku prawdziwa nauka tego języka zaczęła się w połowie drugiej gimnazjum, kiedy wróciła nasza dawna potencjalna wychowawczyni, więc wydaje mi się, że za bardzo nie dam rady opanować Deutscha w tak krótkim czasie. No i z angielskim kaszana, próbny gimnazjalny napisałam zaledwie na połowę. Więc nici z zawodu tłumacza.

     Ej, dobra, ten post zaczyna mieć nazbyt długie rozmiary, za którymi blogersi chyba nie przepadają. Zwłaszcza jak się truje na tuzin różnych tematów. W sumie miały z tego być dwie notki. Szlag by to. Ok, to dodam jeszcze... albo nie, wystarczy na dziś. Hasta la vista, dzióbki.

____________
<nuta na dziś>
R.A.P. wymiata! (nie mylić z gatunkiem rap, bo to reggae:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz